Antarktyda 2008
Po tym, jak w kwietniu 2006 roku pomyślnie zakończyliśmy ekspedycję z nurkowaniem na Biegunie Północnym, wyprawa na Biegun Południowy była tylko kwestią czasu. I tak w lutym 2008 roku trafiliśmy z Leszkiem na Antarktydę.
pokaż cały tekstMarzec 2008
Remigiusz Baliński
Arktykę (na której leży Biegun Północny) i Antarktydę (na której leży Biegun Południowy) łączy wszechobecny lód, jednak wszystko inne je różni. Arktyka to zamarznięte morze otoczone lądami, a Antarktyda to zamarznięty, otoczony morzem kontynent. Zimą przeciętna temperatura na biegunie północnym wynosi -40ºC, a na biegunie południowym spada nawet do -60ºC. Dla obu obszarów najbardziej charakterystyczny jest oczywiście lód, ale wygląda na nich inaczej. Na Arktyce gruba lodowa powłoka przykrywa jedynie Grenlandię, reszta to dużo cieńszy lód (o grubości około 3-4 metrów, powstały w wyniku zamarzania wody morskiej). Sami zresztą wycinaliśmy w nim "baseny" - miejsca z których schodziliśmy pod wodę. To spora różnica w porównaniu z Antarktydą, w całości pokrytą lodową powłoką, która dochodzi do 4300 metrów grubości i stanowi 90% światowych rezerw słodkiej wody.
Podróż z Polski na Antarktydę jest dość długa. Najpierw z Warszawy polecieliśmy do Londynu, stamtąd samolotem do Buenos Aires, a ze stolicy Argentyny, też samolotem, na Terra del Fuego, czyli Ziemię Ognistą, do najbardziej na południe wysuniętego portu świata w Ushuaia.
Tam czekał już na nas statek o wdzięcznie brzmiącej nazwie Grigorij Micheew z Sankt Petersburga. Transport na biegunie południowym, podobnie jak na północnym, jest opanowany głównie przez Rosjan. Zazwyczaj zamiast luksusowych jednostek wykorzystuje się tu wytrzymałe okręty badawcze. Nasz też wcześniej służył do celów badawczych, miał wzmocniony kadłub, który był odporny na niebezpieczeństwa ze strony wędrujących mas lodowych i przystosowany do pracy w bardzo niskich temperaturach.
Na wybrzeżach Antarktydy rosną mchy i porosty, których jest jednak zbyt mało, by wykarmić zwierzęta. Mimo to na wolnych od śniegu brzegach i w przylegającym do nich morzu sporo jest ciekawej, swoistej dla tego regionu fauny. Dzięki obfitości planktonu funkcjonują tam takie gatunki zwierząt jak foki, ryby, pingwiny i różne gatunki ptaków. Zarówno flora, jak i fauna Antarktydy wymaga szczególnej ochrony, w związku z tym eksploracja tych terenów podlega ścisłym rygorom. Organizatorzy ekspedycji zawiązali stowarzyszenie International Association of Antarctica Tour Operators (IAATO), które monitoruje turystykę na tym obszarze. Podczas wyprawy obowiązuje ścisła zasada nieingerowania w przyrodę, a przewodnicy bardzo tego pilnują, codziennie przekazując specjalne instrukcje na temat przepisów IAATO.
Po dwóch dniach podróży w polu widzenia zaczynają się już pojawiać brzegi Antarktydy. Przechodzimy także chrzest bojowy, czyli słynna Cieśnina Drake'a, gdzie tak buja, że nawet najbardziej doświadczeni żeglarze zapadają na chorobę morską. Naszej ekipy niestety też nie oszczędziło. W końcu docieramy na Ziemię Grahama, do opuszczonej bazy. Po drodze podziwiamy stada pingwinów, fok i wielorybów.
Na Antarktydę wybraliśmy się oczywiście po to by nurkować. Nie jest to łatwe na tym terenie, ale po naszych doświadczeniach na biegunie północnym, mniej więcej wiedzieliśmy, czego można się spodziewać. Również pod kątem sprzętu byliśmy już dobrze przygotowani. Zejście do wody odbywało się z pontonów. Mieliśmy przećwiczone procedury i sprawdzone automaty Apeks 50 i 100 odporne na zamarzanie. Żadne nurkowanie nie jest tu przewidywalne, bo warunki pogodowe są zmienne oraz kra lodowa jest w ciągłym ruchu co często wymusza zmiany trasy i planów. Na miejscu nie ma też nigdzie dostępu do komór dekompresyjnych.
Mimo to pogoda nam sprzyjała i w ciągu dnia schodzimy kilka razy pod wodę. Nurkowaliśmy oczywiście w wypróbowanych już na biegunie północnym suchych skafandrach, nieodzownych w takich warunkach, bo woda jest lodowata – temperatura -1ºC, która w pobliżu gór lodowych potrafiła spaść do -3ºC. Woda, choć na powierzchni ciemnogranatowa, gdy zejdzie się niżej robi się intensywnie turkusowa.
Nurkowanie w pobliżu gór lodowych to jedna z najbardziej ekscytujących części ekspedycji. Można to robić jedynie w sąsiedztwie bardzo stabilnych gór, najlepiej tych, które oparły się o dno. Lód mocno rozświetla okalającą go wodę sprawiając wrażenie jaśniejącej aureoli. Powierzchnia jest bardzo „dołkowana” i przypomina powierzchnię piłeczki golfowej.
Nurkowania przy skalnych ścianach też dostarczają niezapomnianych wrażeń. Wielkie bloki i głazy porośnięte są ogromnymi algami i kelpem w kolorach zielonym i czerwonym. W tym gąszczu przemykają ryby i skorupiaki, a po dnie przemieszczają się rozgwiazdy w różnych kolorach, wielkości dwóch dłoni.
Wrażenie robiło też nurkowanie w towarzystwie fok i pingwinów. Na Antarktydzie żyje kilka gatunków fok: słonie morskie, foki Weddela, i uznawane za najbardziej agresywne lamparty morskie - dorosłe mają nawet 3 metry długości i ważą ok. 300 kilogramów. Polują głównie na pingwiny, chociaż podobno było też kilka przypadków ataków na ludzi.
Trafiliśmy też do zatoczki, w której XIX-wieczni wielorybnicy oprawiali swoje ofiary. Piorunujące wrażenie robią olbrzymie żebra i kręgi spoczywające na dnie lekko mętnej, w tym miejscu, wody.
Po 10-ciu dniach wracamy do portu w Ushuaia. Doceniamy argentyńską kuchnię, gdzie króluje wołowina i świetne czerwone wino. Następnego dnia wyruszamy już w drogę powrotną do Buenos Aires, gdzie wita nas słońce (w końcu!) i temperatura bardziej przyjazna człowiekowi. A stamtąd już lot do Londynu i Warszawy.