Rekord świata w najdłuższym nurkowaniu jaskiniowym – Meksyk 2009
9 października 2009 roku, w jaskiniach Dos Ojos na półwyspie Jukatan w Meksyku, Leszek Czarnecki ustanowił nowy rekord świata w długości nurkowania – ponad 17 kilometrów. W przygotowaniach do finalnego nurkowania solo Czarneckiemu pomagała grupa siedmiu nurków.
pokaż cały tekstPaździernik 2009
Bogusław Ogrodnik
Nurkowanie jaskiniowe można porównać do wspinaczki wysokogórskiej, gdzie logistyka i zespołowa praca ma co najmniej takie znaczenie jak osobiste przygotowanie wspinacza. Tolerancja błędu, na jaką mogą liczyć nurkowie w jaskini jest zerowa. Każda taka wyprawa to ogromne przedsięwzięcie logistyczne i techniczne, dlatego przygotowania do bicia rekordu trwały prawie dwa lata i objęły łącznie dziewięć dwutygodniowych wypraw.
Ze względu na rozległą i skomplikowaną sieć korytarzy, nurek wraz z ekipą musi dokładnie przygotować plan trasy i zabezpieczyć odpowiednie zapasy butli do przepłynięcia całej trasy. W przygotowaniach do finalnego nurkowania solo Czarneckiemu pomagała grupa siedmiu nurków pomocniczych. Wśród nich był Krzysztof Starnawski, jeden z najbardziej doświadczonych nurków jaskiniowych w Polsce, z którym Leszek Czarnecki w 2005 roku pobił rekord świata przepływając między jaskiniami (cenotes) systemu Dos Ojos na Jukatanie ponad 14 km.
Dodatkowym utrudnieniem wyprawy był ograniczony dostęp do jaskiń, które mieszczą się w gęstym lesie tropikalnym Jukatanu. Cały sprzęt musiał być przetransportowany na miejsce przez członków ekipy bez możliwości wykorzystania transportu mechanicznego.
Eksplorację systemu jaskiń Dos Ojos na Jukatanie w południowym Meksyku Leszek Czarnecki z grupą przyjaciół prowadził od około 10-ciu lat. Chociaż jest to jedno z popularniejszych miejsc do nurkowania cavernowego i wielu początkujących nurków jaskiniowych tam właśnie, w łatwych partiach stawia swoje pierwsze kroki, to dla nas zawsze ta jaskinia była niezmiernie ciekawa.
Po pierwsze jest to jeden z najdłuższych systemów zalanych jaskiń na świecie. Po drugie duża jej część stale wymaga eksploracji i co pewien czas znajdowane są nowe korytarze. Po trzecie do środkowej części Dos Ojos jest bardzo łatwy dojazd samochodem i dostęp do wody, co zdecydowanie ułatwia logistykę.
Łącznie Leszek odbył 9 dwu-trzygodniowych wypraw do tej jaskini, co pozwoliło na naprawdę jej dobre poznanie. Jednym z głównych elementów ryzyka podczas nurkowań w jaskiniach na Jukatanie jest zabłądzenie, gdyż wyglądają one jak ser szwajcarski, z mnóstwem korytarzy, rozgałęzień, odnóg i wielu poziomów. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że jaskinia dość intensywnie eksplorowana, stad mnóstwo starych poręczówek prowadzących do nikąd, strzałek, cookies zakładanych (a czasami niestety zdejmowanych, w tym i nawet naszych!) przez inne zespoły.
Trening miał za zadanie zrealizować kilka założeń. Najistotniejsze było zapoznanie się z topografią i eksploracja nieznanych rejonów jaskini. Inną sprawą było dobranie odpowiedniej konfiguracji sprzętu. Leszek próbował wszystkiego: rebreatherów, twina na plecach ze stage’mi po boku, “czteropaka” czyli zestawu czterech butli na plecach czy wreszcie side-mountu. Każda konfiguracja była dobra do innej części jaskini. W szerokich korytarzach najlepiej płynęło się z twinem lub czteropakiem. Niestety, zarówno górna partia jak i dolna obfitują w wiele restrykcji zatem ta konfiguracja nie wchodziła w grę. Z podobnych względów odrzucono koncepcję nurkowania na rebreatherze.
Tutaj dodatkowym aspektem jest równie duże ryzyko uszkodzeń mechanicznych. Po wielu dyskusjach i próbach (była także koncepcja zmiany sprzętu pod wodą) Leszek ostatecznie zdecydował się, aby płynąć na obiegu otwartym używając side-mountu. Osobną sprawą był wybór automatów. Biorąc pod uwagę używania skutera najlepsze były Cyklony, gdyż mając poprzeczną membranę nie wzbudzały się podczas płynięcia, ale sprawiały dużo kłopotu. Śruba skutera często podnosiła muł i drobiny skał z dna (szczególnie w ciaśniejszych miejscach), które łatwo wchodziły pod membranę i automat ciekł. Drugim wyborem były Apeksy. Absolutnie niezniszczalne, ale duże i zamontowane na stageach często w restrykcjach zaczepiały się o skały. Ostatecznie Leszek zdecydował się używać i jednych i drugich.
System Dos Ojos ma wiele wyjść (cenot). Kilka z nich jest łatwo dostępna i można do nich dojechać samochodem. Inne znajdują się w środku dziewiczej dżungli i spędziliśmy całe dnie wycinając maczetami drogę do nich. Było to o tyle istotne, że były to potencjalne wyjścia awaryjne dla Leszka i należało je odnaleźć, aby ewentualnie móc potem prowadzić akcję ratunkową. Leszek postanowił wykonać nurkowanie trawersowe tzn. inne wejście (cenota Pit) poprzez cenotę M1 do końcowego wyjścia down-streem, po drodze kilka bocznych odnóg ( np. LSD). Łącznie ponad 17 km. Maksymalna głębokość 72 m (w cenocie Pit). Leszek użył łącznie 15 butli, 4 skutery, 3 lampy główne (nie licząc 4 back-upowych). Nurkował na trimiksie, powietrzu i nitoksie. Większość trasy zrobił na EAN 40.
Pomimo że zaczęliśmy wcześnie rano, to biorąc pod uwagę, że Leszek zdecydował się wystartować z jaskini Pit, a dojście do niej nie jest proste, gdyż nie ma drogi, to Leszek się zanurzył krótko przed 9.00 rano. Wszyscy dostaliśmy przygotowany przez niego run-time. Przewidywał, że całe nurkowanie będzie trwało 605 min. Taka precyzja wynikała z tego, że Leszek wcześniej przenurkował każdy fragment jaskini, notując czas i zużycie gazów. Po drodze w dwóch miejscach czekali na Leszka nurkowie pomocowi. Pierwszym byłem ja, drugim (mniej więcej w połowie) czekającym pod wodą był Krzysiek Starnawski. Remek, Patryk i Mirek przesuwali się równolegle do Leszka gotowi w każdej chwili do ewentualnej akcji ratowniczej.
Pierwszą część trasy Leszek pokonał bardzo szybko, był około 30 min przed czasem. Z Krzyśkiem spotkał się pod wodą dokładnie co minuty zgodnie z planem. Ostatecznie, co niewiarygodne, zakończył nurkowanie po 558 min, niemal dokładnie tak jak zaplanował. Wychodząc w nocy z jaskini w środku dżungli (do ścieżki było ponad 2 km), kończąc mega niebezpieczne przedsięwzięcie, o ironio, został zaatakowany przez stado dzikich os. Skafander (wspaniały, specjalnie przygotowany Eqes Rysia Paluszkiewicza) ochronił przed nimi całe ciało. Całe, ale nie twarz, efekt: 11 ukąszeń na twarzy. Leszek następnego dnia mówił żartem, że to była najbardziej niebezpieczna część wyprawy.